www.mariusztravel.com logo



BOLIWIA
DŻUNGLA W RURRENABAQUE I ZDOBYCIE CONDORIRI  (wrzesień - listopad 2004)   zdjęcia

Condoriri 5648m i Pequeño Alpamayo 5370m

Ostatnio pisałem o fałszywej policji, od tamtej pory od kilku osób słyszałem o podobnych przypadkach, ktoś wsiada do taxi na dworcu i już jest ofiara... W La Paz zażyłem wspinaczki bo w okolicy nieskończone możliwości, a ceny przystępne.  Z przewodnikiem tym razem, 2 góry w 3 dni.  Pierwsza to Pequeño Alpamayo 5370m, bardzo ładna góra.  O 4 rano przejście przez lodowiec, mniejszą górę skalistą i strome 60 stopni wejście po lodzie na szczyt.  Druga góra o wiele trudniejsza, moja najtrudniejsza w życiu.  Nazywa się Condoriri, bo przypomina kondora zrywającego się do lotu, 5648mm.  Wyjście o 1.00 w nocy, strome i długie podejście do lodowca.  Tu zaczynają się niebezpieczeństwa, szczeliny w lodowcu o tej porze roku się powiększają, a jest ich pełno.  Trzeba szukać mostków i mieć nadzieję, że wytrzymają ciężar.  Z lodowca wejście po skalach, a dalej stromy 70 stopni lód alpejski, na końcu długi trawers do szczytu i hurrraa, udało się.  Piękny widok i satysfakcja, bo ta góra jest rzadko zdobywana, jest dużo łatwiejszych i wyższych w okolicy.  A turyści lubią się pochwalić że weszli na 6000m, haha.  Zejście do lodowca trudniejsze niż wejście, zmęczenie.  Potem znowu szczeliny i mostki, tylko tym razem słońce grzeje i śnieg się topi.  Ale przeszliśmy.  Wtedy zacząłem myśleć czy namiot znajdę tam gdzie go zostawiłem.  Bo przewodnik mówił, że można zostawić wszystko, nikt nie weźmie.  Ale później przyznał się, że to co on zostawił kosztuje razem tyle co mój jeden garnek.  Na szczęście nic nie zginęło.  Padłem jak kawka po tej wspinaczce, 14godz.

Stepy i dżungla w Rurrenabaque

Następne miasto to oficjalna stolica Boliwii, Sucre.  Chyba najładniejsze miasto w kraju, domy ładne, białe.  Potem do dżungli, miasteczko Rurrenabaque.  Tam wycieczka 3 dni, po rzece się pływa łódką motorową.  Masa turystów, niestety, ale zwierząt jeszcze więcej.  Pełno aligatorów, kajmanów, żółwi, małp, ptaki różnorodne, małe i wielkie, nawet delfiny różowe!  Przewodnik pyta kto chce z nimi pływać, ale nie ma chętnych bo tam piranie i aligatory.  Ale mi mówili że tam gdzie są delfiny jest bezpiecznie więc wskoczyłem.  Delfiny trzymały się o 3-4m dalej ale i tak super było.  Na drugi dzień szukanie anakondy, uwieńczone pochwyceniem 2 bestii w czasie gdy uprawiały nierząd.  Świetny zachód słońca, a w ciemności świecenie po oczach aligatorom.  Oprócz tego łowienie piranii, wyklinanie na komary.

Powrót do La Paz, znowu 15 godzin autobusem po boliwijskich wertepach i serpentynach w górach, gdzie często samochody wpadają w przepaść.  Dlatego nazywa się "najniebezpieczniejsza droga świata"
Potem wróciłem do Limy na 10 dni, odwiedzić koleżankę.  Jeszcze trochę i już bym tam chyba został, moją opinie o Peruwiankach podzielili też ostatnio jurorzy na Miss Świata, wybierając Peruwiankę.
Dokładnie w 6 miesięcy (co do dnia) po przyjeździe do Ameryki Południowej przekroczyłem granicę Boliwii z Argentyną.