www.mariusztravel.com logo



AZJA POŁUDNIOWO-WSCHODNIA 2009-10

MYANMAR. YANGON I NAY PYI TAW - STARA I NOWA STOLICA (styczeń 2010)   zdjęcia

Podróż do Myanmaru to podróż w czasie. Jakieś 50 lat w przeszłość. Jest to jeden z najbardziej fascynujących krajów na świecie i zarazem jeden z najmniej znanych. Odwiedza go tylko 750 tysięcy turystów rocznie, kiedy do innych krajów Azji południowo-wschodniej przyjeżdżają miliony. Rządzi tam klika brutalnych generałów, którzy odmówili oddania władzy po przegranych wyborach w 1990 roku. Wojskowi przejęli władzę już w 1962 roku i od tamtej pory krwawo tłumią protesty. W 1988 roku zginęło kilka tysięcy ludzi, a ostatnio w 2007 roku również nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. Na You Tube można obejrzeć wspaniały film dokumentalny po angielsku o wydarzeniach z 2007 pt. "Burma VJ". Gorąco polecam! Teraz rodzi się pytanie - jechać czy nie jechać? My pojechaliśmy. Niestety, część naszych pieniędzy niewątpliwie trafiła do kieszeni generałów. Staraliśmy się nie korzystać z rządowych hoteli czy środków transportu, tylko dawać zarobić tym, którzy tego najbardziej potrzebują. A są ich miliony. W latach 80' rząd ogłosił plan zwany "birmańską drogą do socjalizmu". Birma stała się wtedy jednym z najbiedniejszych krajów na świecie.

A jak to jest z tą nazwą? Birma czy Myanmar? Otóż w 1989 roku rząd ogłosił zmianę nazwy kraju na Myanmar. Niektóre państwa tą zmianę uznały, a niektóre nie (w tym USA). Na stronie polskiego MSZ znalazłem Myanmar, więc taką nazwą najczęściej będę się posługiwał. Zresztą sami mieszkańcy używają takiej nazwy, wymawianej bez końcowego "r".

Nay Pyi Taw, czyli nowa stolica

Dla mieszkańców Myanmaru przeniesienie stolicy to nic nowego. Od 1486r taka zmiana miała miejsce już 14 razy. Tak po prostu, pewnego dnia rząd ogłosił, że nowa stolica powstanie koło miasta Pyinmana, 320km na północ od Yangon. Różne są spekulacje na temat motywów tego przedsięwzięcia. Być może Than Shwe, którego oficjalny tytuł brzmi: "Przewodniczący Państwowej Rady Pokoju i Rozwoju Państwa", chciał pójść w ślady dawnych królów, którzy po objęciu władzy budowali nową stolicę? Oficjalnie mówi się, że zdetronizowana stolica, czyli Yangon, był zatłoczony i nie dawał możliwości rozwoju. Tak czy inaczej, ten projekt pochłonął ogromne ilości pieniędzy. Kraj, gdzie PKB na mieszkańca wynosi około $300 (dla porównania w Polsce $14000) nie może sobie pozwolić na taką rozrzutność. A jednak. Generałowie nie szczędzą również grosza dla armii, liczącej 400 tysięcy żołnierzy. Kilka słów usprawiedliwienia. Jeśli chodzi o liczby i fakty dotyczące Myanmaru, jest bardzo dużo sprzecznych informacji. Na przykład w Wiki napisano, że Nay Pyi Taw liczy 925 tysięcy mieszkańców. W przewodniku podano 20 tysięcy. Takiej rozbieżności nie można wytłumaczyć. Zawsze staram się sprawdzać źródła i podawać rzetelne informacje, jednak w tym przypadku mam wyjątkowe trudności.

Kiedy pierwszy raz przejeżdżaliśmy przez Nay Pyi Taw, nie mogliśmy oczom uwierzyć. Była noc, ale w mieście panował dzień. Wszystko pięknie oświetlone. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że w Yangon od godziny 17 czy 18 zawsze brakowało prądu. Strach było chodzić po ciemnych ulicach. Nie dlatego, że mogą okraść czy napaść, bo Myanmar to chyba najbardziej bezpieczny kraj, w jakim byłem. Zagrożeniem są dziury w ulicach i chodnikach, gdzie po ciemku łatwo można sobie nogi połamać. Kogo tylko stać, kupuje generator. Tak myślę, że za te setki tysięcy generatorów, które wieczorami pracują w Birmie, można by zbudować niejedną elektrownię. Bo problem dotyczy całego kraju. Wszędzie, gdzie tylko pojechaliśmy, brakowało prądu. Wszędzie, z wyjątkiem nowej stolicy. Prawdopodobnie jedynego miasta w kraju, gdzie można liczyć na elektryczność 24 godziny na dobę.

Koniecznie chcieliśmy zobaczyć Nay Pyi Taw. Poszedłem kupić bilet na autobus z Nyaung U prosto do stolicy i o dziwo facet nie chciał mi go sprzedać. Pokazuję na rozkład jazdy, gdzie wyraźnie widać "Nay Pyi Taw 5.00". On na to, że nie ma i już. Żebym pojechał do Meiktila i stamtąd do Nay Pyi Taw. Nie wiem, czego się wystraszył, ale przyszedłem jeszcze raz 2 dni później i już bez problemu kupiłem bilety. Autobus zabrał nas z hotelu już o 4 rano. Stary grat, który jakieś 40 lat temu jeździł po Japonii. To był autobus miejski, z małymi, twardymi siedzeniami, nieprzystosowany do 9-cio godzinnej podróży. My przynajmniej siedzieliśmy, a nie wszyscy mieli taki komfort. W Myanmarze obowiązuje ruch prawostronny, ale ogromna większość aut jest sprowadzona z Japonii, gdzie jest ruch lewostronny. W rezultacie kierowca siedzi po złej stronie, a pasażerowie wysiadają prosto na środek ulicy.

Droga z Nyaung U do Meiktila była w fatalnym stanie. Taki pasek dziurawego asfaltu o szerokości autobusu. Aby się minąć, samochody zjeżdżały na pobocze. Dopiero od Meiktila pojechaliśmy szybciej i wkrótce zajechaliśmy na dworzec w Nay Pyi Taw. Wszystko nowiutkie, oprócz autobusów. Po ciężkich negocjacjach z kierowcami motorów ustaliliśmy cenę, za jaką obwiozą nas po mieście ($8). Jak się okazało, odległości są bardzo duże. Miasto sprawia wrażenie pustego, bo zajmuje duży obszar. Tu kilka domów, tam kilka domów, gdzie indziej shopping center. Kilometr dalej jakiś luksusowy hotel czy muzeum kamieni szlachetnych. Na wzgórzu złota pagoda, wysoka na 98 metrów. Wszystko to połączone w jedną całość siecią szerokich dróg. Niektóre odcinki miały po 10 pasów w każdą stronę! Włos się jeży na takie marnotrawstwo, bo ulice są zupełnie puste. Wygląda na to, że generałowie zbudowali sobie taką wysepkę luksusu i całkiem nieźle im się tu żyje. Nie można wjechać do strefy zamkniętej, gdzie znajdują się budynki rządowe i wille generałów, ale nawet poza nią widzieliśmy wielkie, luksusowe domy. Jaka jest szansa, że generałowie dobrowolnie oddadzą władzę, jeśli przegrają wybory zapowiadane na 2010 rok? Moim zdaniem, bardzo niewielka.