www.mariusztravel.comlogo



MYANMAR
  JEZIORO INLE (styczeń 2010)   zdjęcia

Jest to drugie co do wielkości jezioro Birmy. Na tyle płytkie, że powstały na nim całe wioski, gdzie mieszkańcy żyją w domach zbudowanych na palach. Pomiędzy domami nie ma żadnych pomostów, więc wszyscy poruszają się za pomocą mniejszych lub większych łódek. Na dłuższych trasach najczęściej kursują długie łodzie z silnikiem, i to właśnie takim środkiem transportu zwiedzaliśmy Jezioro Inle. Bardzo ciekawy jest sposób, w jaki mężczyźni wiosłują. Bo o ile kobiety robią to tradycyjnie, biorąc wiosła w ręce, o tyle mężczyźni stoją na rufie i używają tylko jednego wiosła, poruszanego nogą. Nie muszę chyba dodawać, że robią to bardzo sprawnie i potrafią świetnie utrzymać równowagę. Ten sposób wiosłowania najczęściej stosują rybacy, bo po prostu na stojąco więcej widać, szczególnie tam, gdzie rośnie trzcina. Oczywiście mieszkańcy wiosek nie mogą się żywić wyłącznie rybami. Przy domach budują też małe klatki na kury i nawet świnie. Oprócz tego mają ogródki, gdzie uprawiają warzywa. To nie jest pomyłka - to są najprawdziwsze "pływające ogrody".

Niełatwo jest taki ogród zbudować. Najpierw trzeba zebrać bardzo dużo wodorostów i przywieźć je w miejsce powstawania ogródka. Następnie wbić w dno długie kije bambusowe, do których potem przymocowane są wodorosty, z których zrobione jest podłoże dla roślin. Takie podłoże pływa na powierzchni i uprawianym roślinom nie szkodzą żadne zmiany w poziomie wody. Ponieważ woda jest bogata w składniki odżywcze, pływające ogrody są bardzo wydajne. Kiedy wyszedłem z łodzi, żeby się przejść po takim ogrodzie, przekonałem się, że rzeczywiście nie ma tam stałego podłoża. Moje nogi grzęzły w kożuchu trawy, po której szedłem. W ten sposób uprawiane są nie tylko warzywa, ale również ryż.

Nasza wycieczka po jeziorze trwała cały dzień. Odwiedziliśmy targ, dwa klasztory i trzy malutkie zakłady produkujące tkaniny, papierosy i srebrną biżuterię. Turyści są tam bardzo mile widziani, bo wyprodukowany towar jest na sprzedaż. Nie ma jednak presji, żeby w zamian za zwiedzanie koniecznie coś kupić. Bardzo chciałem zobaczyć "pływający targ", który odbywa się co 5 dni. Niestety, ostatni miał miejsce dzień przed naszym przybyciem, więc na następny musielibyśmy czekać aż 4 dni. W okolicy jeziora na pewno byśmy się nie nudzili, bo jest ono otoczone górami, ale chcieliśmy odwiedzić też inne miejsca. Na ten targ trzeba po prostu trafić, bo nawet w Kalaw nikt nie wiedział, kiedy będzie następny. Teraz, z perspektywy czasu, Jezioro Inle wydaje mi się najciekawszym miejscem Myanmaru, jakie odwiedziliśmy. Mam na myśli nie tylko samo jezioro, ale też okolicę. Krajobrazy są wspaniałe, jedzenie przednie a klimat przyjemny.