www.mariusztravel.comlogo



MYANMAR
  OKOLICE MANDALAY (styczeń 2010)   zdjęcia

O ile samo Mandalay nie jest wielką atrakcją turystyczną, o tyle cztery miasta leżące w pobliżu są wystarczającym powodem, żeby tu przyjechać. Te cztery miasta to Amarapura, Sagaing, Inwa oraz Mingun. Do tego ostatniego nie pojechaliśmy, bo tam sprawdzają bilet za $10, który w teorii obowiązuje także w pozostałych miastach. Pieniądze trafiają prosto do generałów, więc trzeba robić wszystko, żeby ich nie wspomagać.

Na wycieczkę pojechaliśmy w 5 osób. Oprócz nas były dwie dziewczyny i jeden chłopak z Korei Południowej, których poznaliśmy jeszcze nad Jeziorem Inle. Połączyliśmy siły i wynajęliśmy niebieską taksówkę na cały dzień. Po Mandalay jeździ dużo tych niebieskich samochodzików, przy których nasz poczciwy Maluch to wręcz luksus. Są to stare Mazdy z lat 60' (o ile dobrze się dogadałem z kierowcą) i kosztują mniej od zwykłych, białych taksówek. Kierowca i jeden pasażer jadą w malutkiej kabinie bez tapicerki, a reszta z tyłu. Nasz kierowca robił co mógł, żeby Mazda jechała do przodu. Najpierw zawiózł nas do Amarapura, gdzie znajduje się sławny most tekowy, najdłuższy na świecie (1.2km). Przyjeżdżają tam autokary z turystami, była nawet wycieczka z Polski. Most zbudowano już 200 lat temu i do tej pory służy lokalnym mieszkańcom. W Amarapura są też inne atrakcje. W pobliżu jest cały zespół klasztorny, gdzie o godzinie 10.30 mnisi zbierają się na posiłek. Jest ich dużo, ale turystów chyba jeszcze więcej. Turyści robią to, co zwykle, czyli zdjęcia. Mnisi też robią to, co zwykle, czyli udają, że ich to nie obchodzi. Spokojnie stoją w kolejce, trzymając czarne misy na brzuchu. Do tych mis dostają jedzenie i wchodzą do świetlicy, gdzie przy stołach spożywają posiłek. Wielu jednak woli odejść od swoich pokoi, gdzie mogą spokojnie zjeść z dala od wszechobecnych obiektywów i lamp błyskowych.

Sagaing

Następnym punktem programu był Sagaing, dawna stolica Birmy (podobnie jak pozostałe 2 miasta, które odwiedziliśmy). Sagaing leży blisko Amarapura, tylko że po drugiej stronie rzeki Ayeyarwady. Przez rzekę prowadzą 2 mosty - nowy i stary. Do Sagaing pojechaliśmy tym nowym. Na podjazdach Mazda dusiła się i stawała, ale ostatecznie dojechaliśmy do parkingu, gdzie zaczynały się schody prowadzące na wzgórze. Podobnie jak w innych miejscach, można wchodzić tylko na boso. Jest to dość długie podejście, ale pod dachem i po drodze są ławki. Przydały się, bo Ela nie czuła się najlepiej. Jedna z Koreanek też miała problemy z żołądkiem i została w Amarapura. A ta druga, jak się okazało, jest znaną w swoim kraju aktorką. Gra w jakimś serialu.

Na szczycie wzgórza znajduje się wielka, złota stupa. W okolicy jest wiele mniejszych wzgórz, na których również stoją świątynie. Są widoczne jak na dłoni, kiedy stoimy na najwyższym wzgórzu. Widać też prowadzące od każdej strony schody. W Sagaing jest w sumie około 500 pagód i wiele klasztorów. Kiedy schodziliśmy z powrotem do samochodu, zaczepił nas młody mnich. Po chwili przechodziła grupa plecakowiczów i też ich zatrzymał. Każdego pytał o kraj pochodzenia. Ktoś powiedział, że jest z Danii i trafił w dziesiątkę. Mnich od razu się ucieszył i powiedział, że ma w Danii kolegę i niedługo zamierza tam wyjechać. Zaproponował, że nas zaprowadzi do ciekawej jaskini na zboczach wzgórza. Nie do Tilawkaguru, którą wszyscy znają. Nie wiem, co to była za jaskinia, bo nie poszliśmy ze względu na chorobę Eli.

Inwa

Kolejna dawna stolica, tym razem położona na wyspie. Popłynęliśmy tam łódką, a na drugim brzegu już czekały konne bryczki. To właściwie jedyny sensowny sposób na zwiedzenie Inwa. Nie ma tam asfaltu i konne bryczki bardzo dobrze się sprawdzają na piaszczystych drogach. Dorożkarz woził nas po okolicy, zatrzymując się przy miejscach godnych uwagi. Tu jakieś stupy, tam jakieś stupy. Powoli przestawały nas interesować. Ciekawszy był drewniany klasztor zbudowany na potężnych palach. A dokładnie, 267 palach. Niestety, sprawdzają tam bilety. Ale kiedy przeszliśmy się, żeby obejrzeć klasztor od zewnątrz, przyszedł jakiś facet i pokazał jak wejść od tyłu bez płacenia. Chyba w żadnym innym kraju ludziom nie zależy tak jak tu, żeby turyści unikali opłat. Nie trzeba nic mówić, każdy wie o co chodzi. Następnie pojechaliśmy do krzywej wieży o nazwie Nanmyin. Ma 27 metrów wysokości i warto wejść na górę, żeby spojrzeć na okolicę. Bardzo dobrzy widać Sagaing i jego wzgórza naszpikowane złotymi pagodami. W końcu nie na darmo slogan reklamowy Myanmaru brzmi "Złota Kraina". W drodze powrotnej do Mandalay zatrzymaliśmy się jeszcze w Amarapura, żeby podziwiać most tekowy o zachodzie słońca. Most zbudowano na 1060-ciu palach z drewna tekowego. Były one odpadami po rozbiórce pałacu, kiedy stolicę przeniesiono do Mandalay. Minęło 200 lat a most stoi i ma się całkiem dobrze.